Często otrzymuję pytania o złoto w złoceniach porcelany
w XVIII i XIX w.
Gdy trzymacie złoconą filiżankę z np. Miśni, Berlina , Francji, ….
trzymacie w ręku trochę złota, nieco mniej lub nieco więcej. Diabeł jak zawsze tkwi w szczegółach
Złoto, złoto, złoto
….To jego zbyt oszczędne dodawanie do złoceń w Misni w latach 30-tych XIX w. wpłynęło na jakość i ocenę produkcji w manufaktury.
Złocenia ze znacznym udziałem złota próbowano zastąpić tzw „jasnym złotem” ekonomicznym z dużo mniejszym udziałem złotego kruszcu, nie wymagającego szlifowania kamieniami (agatem). Manufaktura traciła rangę świetności i klientów.
Były to czasy tajemnic technologicznych i ścisłe strzeżonych recept na istotne procesy produkcyjne. Jedni próbowali podkraść drugim receptury, mistrzów, tajemnice, pracowników.
Nie mniej jednak miśnieński tajni wysłannicy nie zdołali odkryć sekretu białego złota Schumanna, z którego fabryka SPM w Berlinie zasłynęła na rynkach europejskich i znalazła nabywców głównie wśród klasy średniej.
Białe złoto Schumanna zachowywało piękny połysk, było zdecydowanie trwalsze i nie wymagało polerowania.
Oszczędzę w tym poście wywodu na temat składu złoceń miśnieńskiego i berlińskiego (Schumann) , dodam tylko, ze oprócz złota, najważniejszymi składnikami dla osiągnięcia efektu schumannowego były siarka, cyna i antymon.
w załączeniu zdjęcia
Misnia ok 1830 – złocenia
Schumann Moabit ok 1840-50 – złocenia